DWADZIEŚCIA CZTERY – I Z GÓRKI

Będąc młodzieżą dwudziestokilkuletnią, zachwycałam się płytą „Ciemna strona księżyca” grupy Pink Floyd i znałam niemal każdy jej dźwięk i słowo. Z powodu zaledwie podstawowej znajomości angielskiego ciut gorzej było z rozumieniem tych poetyckich, było nie było, tekstów, gdy się na przykład okazywało, że ‚lunatic’ z piosenki „Brain Damage” („Uszkodzenie mózgu”) to nie lunatyk, tylko ‚wariat, szaleniec, obłąkaniec, pomyleniec’.
„Życie od momentu narodzin jest bytem ku śmierci”. Coś takiego przeczytałam również w tamtych czasach, czyli na tym etapie mojego życia, gdy „bytem ku śmierci” jeszcze absolutnie nie zawracałam sobie głowy.
Ale co innego wiek metrykalny, a co innego mózg. Ten według naukowców maksimum swoich możliwości osiąga właśnie wtedy. Gdy się ma – dokładnie – 24 lata. A potem jest już z górki…

Czyli że ja z tej górki staczam się od ponad czterdziestu lat. I mój mózg coraz bardziej oddala się od owego maksimum. Choć bywało przecież nie najgorzej. 🙂
Zatem gdy miałam lat… Poniżej – pierwsza czwórka, a potem krótki wykaz kolejnych dziesięcioleci.

4:
– Śpiewałam wraz z mamą i radiem „Halo, słoneczko świeć, świeć, świeć” oraz po pociągach „Que será, será”.
– Znałam różne wierszyki, w tym „Koziołka Matołka”.

14:
– Wcale nie czułam, że mój mózg szybuje ku wyżynom, które osiągnie za dziesięć lat, choć wg naukowców niewątpliwie szybował.
– Fascynowałam się bigbitem i modą oraz niemal co niedzielę chodziłam do kina.
– Byłam w ostatniej klasie podstawówki i jeszcze nie wiedziałam, czy będę startować do liceum plastycznego, ceramicznego, pielęgniarskiego czy zwyczajnego ogólnokształcącego, a najbardziej, choć w skrytości ducha, chciałam zostać aktorką.
– Nastąpił początek moich zapędów grafomańskich (bowiem pisarką również chciałam zostać i to jeszcze wcześniej niz aktorką) i z powodu nieszczęśliwego zakochania się w długorzęsym i długopalcym koledze z klasy zapisywałam łzawe strony w dziewczęcym pamiętniczku.

24:
– Pamiętniczek dziewczęcy od paru lat należał do przeszłości.
– Byłam od kilku miesięcy mężatką.
– Obroniłam magisterium.
– Rozpoczęłam „karierę zawodową”, czując się, jakbym trafiła do obozu pracy, gdzie przywalono mnie ogromem obowiązków.
– Mózg dwudziestoczteroletni aż mi furczał. Oczywiście sprostał temu wszystkiemu, wszak był u szczytu. Lecz nasza ówczesna szarpanina małżeńska mogłaby stanowić materiał na powieść obyczajową dla gospodyń domowych. Ja przymuszona gwałtem do dorosłości, Janek wciąż na studenckim luziku. Dobrze, że się wtedy nie rozwiedliśmy, bo nie miałabym okazji docenić, jakim fajnym facetem jest mój mąż.

34:
– Byłam nauczycielką pełną gębą oraz świeżo upieczoną matką drugiego synka.
– Z oboma, młodszym i starszym, przebywałam na tzw. urlopie wychowawczym. Bezpłatnym.
– Mieliśmy już piękne mieszkanie w bloku, w którym przędliśmy cieniutko z jednej nauczycielskiej pensji Janka.
– Gdy dzieci spały w południe, namiętnie ustawiałam pasjanse, ponadto syciłam mózg wieczorami brydżowymi i prowadzeniem przy okazji życia mocno towarzyskiego.
– Od kilku lat pisałam (rozpoczęty onegdaj przez Janka) dziennik domowy.

44:
– Skończyłam kurs podstawowej obsługi komputera.
– W szkolnej pracowni przeklikałam na konkurs „Dzienniki Polek” fragmenty dziennika domowego, co zaowocowało wyróżnieniem mojego tekstu, opublikowaniem go w „Twoim Stylu” i najwyższym honorarium autorskim w moim życiu.
– Również z dwiema nauczycielskimi pensjami cienko przędliśmy, więc Janek podjął próbę wyrwania się ku finansowym wyżynom w postaci bycia agentem ubezpieczeniowym, co zapowiadało się dobrze, lecz skończyło marnie.
– Nadal mieliśmy ożywione kontakty towarzyskie, a także dużo podróżowaliśmy, zwłaszcza dzięki dobrym ludziom oraz powrotowi Polski do Europy, czemu zawdzięczam m.in. wycieczkę socjalną do Szwecji.

54:
– Byłam już szczęśliwą wczesną emerytką, od trzech lat wraz z Jankiem, równie szczęśliwym emerytem, urządzającą nasz dom nad Arianką.
– Intensyfikował się mój proces grzęźnięcia w świecie internetowym.
– Zostałam wyrwana z mego błogostanu propozycją pilnego zastępstwa w liceum, a rok wyzwań dla mózgu, który potem nastąpił, do dziś wspominam jako jeden z najudańszych w moim zawodowym (choć już emeryckim) życiu.
– Nadal pisałam dziennik domowy oraz nadal (bo już od dzieciństwa) marzyłam o zostaniu prawdziwą pisarką.

64:
– Przestałam wreszcie uciekać od czczenia rocznicy urodzin i opiłam je butelką wina z koleżanami na fajnej wycieczce rowerowej.
– Zaliczyłam drugie zaistnienie w charakterze „prawdziwej” pisarki, tj. z numerem ISBN – ukazał się tom opowiadań z moim „Powrotem” (zaistnienie pierwsze – tom debiutancki dwa lata wcześniej).
– Byłam z Jankiem na kolejnym, dla nas – już dziewiątym spływie kajakowym na Litwie.
– Mózg ćwiczyłam głównie jako blogerka, aktywna uczestniczka portalu FB oraz pisarka domowa, wciąż majstrująca w swoich dwóch powieściach dla kucharek i wspomnieniach o mamie.
– Nadal pisałam (i piszę) dziennik domowy.

… Życzyłabym sobie mieć tych czwórek jeszcze sporo, ale jak będzie, nie wiem. Bo, żeby już przy górkach pozostać, pisało mi się ten tekst mocno pod górkę.
Czwórka-górka. Pod górkę ciężko, ale z górki też bynajmniej nie na pazurki. Mózg coraz bardziej mi się rozpędza w kierunku czarnej dziury. Obumrze z godnością czy stanie się mózgiem wariata na ogrodowej ścieżce wśród stokrotek?  😉

/26 marca 2019./

4 komentarze do “DWADZIEŚCIA CZTERY – I Z GÓRKI

  1. Czytam Cię, jedząc pierwsze śniadanie – jogurt grecki z winogronami, pikanami i nerkowcami, najulubieńszy na świecie. Szkoda, że tak niewiele pomagają mojej wątłej pamięci te codzienne orzechowe uczty.

    Miałam zaszczyt gościć na Twoich 65 urodzinach, z których przywiozłam przewspaniałe wspomnienia – m.in. starszej ode mnie o półtorej dekady Solenizantki z umysłowym mercedesem w ślicznej główce. Taką Cię poznałam kilka lat temu (szkoda, że tak późno…) i tym mi między innymi zaimponowałaś – genialną precyzją w opowieściach o tzw. minionym.

    Kapitalne te wspominki z lat 4-64; tyle nowego dowiaduję się ciągle o Tobie. I wiesz co? Nawet jeśli kóregoś ranka miałabyś się obudzić w towarzystwie miłego pana z długą białą brodą, zostać przez niego wywieziona na taras pięknego, aczkolwiek zupełnie Ci obcego domu nad rzeczką, to – znając Twoją pogodną naturę – zniesiesz los hipokampowej inwalidki radośnie i godnie.

    Mając 94 czy 104 lata, będąc znaną pisarką powieści pełnych detalu i pogody ducha.

    • Kiedyś objadłam się nerkowcami (aż 7 sztuk), od czego miałam taki ból wnętrza, że omal nie umarłam. Od tamtego czasu nie tykam. Zaś o pikanach pierwsze słyszę (ale już sobie znalazłam w Wiki). Sama widzisz, że już mi tylko jogurt pozostaje… 😀

      I bez przesady z tym mercedesem! Ale – bardzo mnie rozczuliłaś wspomnieniem urodzinowym sprzed roku. Dla mnie też jest przewspaniałe, dziękuję! 🙂 ❤

  2. Ładne.Celebrujmy dzisiaj czwórki i jedynki i dwójki, im dłużej będziemy je celebrować tym wolniej ten czas będzie nas wyprzedzał.I wiesz co,chętnie zostanę staruszką między stokrotkami 😀

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.