A TICKET FOR PLACES UNKNOWN

Singer-songwriter and pianist Gary Brooker of British rock group Procol Harum, 1974. (Photo by Michael Putland/Getty Images)


I’m buying a ticket for places unknown
It’s only a one-way: I’m not coming home (Procol Harum, „A Rum Tale”).

W miejsca nieznane odeszli i już nie wrócą do domu Wielcy ze świata muzyki, filmu, polityki. Jak co roku. W mijającym, 2022, który przecież jeszcze się nie skończył, to m.in. Barbara Krafftówna, Franciszek Pieczka, Jerzy Urban, Michaił Gorbaczow, królowa Elżbieta II, Zbigniew Namysłowski, Daniel Passent, Jerzy Trela, Sidney Poitier…

I artysta, którego w młodości byłam wielką fanką – Gary Brooker, pianista, kompozytor i wokalista grupy Procol Harum. Urodził się 29 maja 1945 r., zmarł 19 lutego br. Wspominałam już tu o nim w niecodzienniku, gdy np. pisałam o płytach mojego życia. Bez wątpienia tą ulubioną nr 1 był album „Welcome to the Grand Hotel”.
Widziałam go po raz pierwszy na żywo (choć tylko w telewizji), gdy wystąpił na festiwalu w Sopocie. Znacznie wcześniej, bo od końca lat 60., byłam fanką jego głosu – a dopiero wiele lat po tym, jak się w tym głosie zakochałam, zobaczyłam na zdjęciach w internecie, jak ten artysta wyglądał w czasach gdy miałam naście lat (niezłe ciacho z niego było).
W r. 1977 rozstał się z zespołem Procol Harum i rozpoczął karierę solową. Ja już wtedy byłam zakochana w człowieku „z realu”, w Janku, moim chłopaku, i – UWAGA!!! – od 19 lutego tegoż 77 r. moim mężu.
Ta data będzie więc dla mnie od teraz dniem podwójnego święta – rocznicy naszego ślubu i rocznicy śmierci G. Brookera.
Kupił bilet w miejsca nieznane, bilet w jedną stronę, i już nie wróci do domu…
Jak kiedyś my wszyscy.

PISARKA WALNIĘTA


Nasz pobyt w cudnym Lądku Zdroju pomalutku zbliża się do końca.  Za kilka dni wyjazd.
Wczoraj była przepiękna niedziela. Można było nawet w cafe Albrechtshalle siedzieć na tarasie i grzać się w promieniach słońca. Oto my, sanatoryjni sybaryci. 😉

Dla mnie dodatkowo ten dzień był szczęśliwy z powodu napawania się dumą i radością pisarską, gdyż ukazały się dwie fajne recenzje mojej powieści (fragmenty oraz linki do całości zamieściłam w niecodzienniku na stronie „Piszą o »Drugiej szansie, czasem trzeciej«”; tu: https://kobietadomowa.wordpress.com/codziennie-choc-jedno-zdanie/pisza-o-drugiej-szansie-czasem-trzeciej/).
Los jednak zadbał o to, żebym się z tego szczęścia nie rozpukła, i pokazał mi, gdzie moje miejsce. Dosyć boleśnie zresztą. Nie dość, że mam katar (i oby na nim się skończyło!), to jeszcze w wyniku upadku na schodach, gdy szliśmy do stołówki, i walnięcia głową w ścianę, mam teraz łeb rozcięty i „zaopatrzony”, pielęgniarsko i lekarsko. Tyle tylko, że rany nie trzeba było zszywać. I jestem zaopiekowana przez Janeczka. ❤
Mój mózg od czasu rowerowego wypadku sprzed lat wciąż funkcjonuje w stanie powstrząśnieniowym (stąd m.in. niewyczuwanie odległości i nierówności terenu, czyli tak jak dziś – o jeden stopień poszłam za daleko). Bogu dzięki, że tym razem skończyło się na strachu. Swoją drogą, po tym dzisiejszym walnięciu, a naprawdę było silne, mógłby mój porażony nerw wzrokowy wskoczyć na swoje miejsce. Niestety nie wskoczył.
Ale i tak można powiedzieć, że kończę pobyt na kuracji naprawdę mocnym akcentem. 😀

JÁNSKÝ VRCH Z KNEDLIKIEM


Nasza niedzielna wycieczka do Javornika w Czechach, czyli coś dla ducha i coś dla ciała.
Dla ducha piękne widoki jesiennych gór, komnaty zamkowe i spacer po uroczym miasteczku, dla ciała vepřový řízek s kysaným zelím a houskovým knedlíkem. 🙂

Restauracja przydrożna z widokiem
Zamek z widokiem
České jidlo z widokiem (na przytycie). 😀

ROZGRZEWAJĄCA PORCJA POZYTYWNYCH WRAŻEŃ NA DŁUGIE JESIENNE WIECZORY


Tak o mojej powieści napisała autorka strony z recenzjami „Czytam duszkiem”.
Bardzo mi miło – aczkolwiek tej lektury na długie wieczory chyba jest ciut mało. 😉 Wprawdzie aż 495 stron, ale dużym drukiem, i czytelniczki mi donoszą, że czyta się migiem. Dlatego że nie można się oderwać? Mam nadzieję! 😀

Opinie o książce zbieram tu:

PISZĄ O „DRUGIEJ SZANSIE, CZASEM TRZECIEJ”

Wieczory, owszem, są coraz dłuższe, już o osiemnastej robi się ciemno. Ale za to dni są przecudne! Taki piękny październik w Kotlinie Kłodzkiej nam się trafił, że nie przestajemy się zachwycać.
Niech zaświadczają to fotki z wyprawy do Jaskini Niedźwiedziej, trasą w rezerwacie (masyw Śnieżnika), w bukowinie, w słońcu (o spacerze i zwiedzaniu jaskini napisałam w niecodzienniku).

SANATORIUM COWIDOWE 2


Taki tytuł zamierzałam nadać zapiskom blogowym w niecodzienniku, w nawiązaniu do takichż sprzed dwóch lat, gdy byliśmy (w szczycie pandemii) w sanatorium w Muszynie Złockiem.
Ale Zuza, gdy zreferowałam jej na czacie obecne początki sanatoryjne, napisała mi: Pisz! 🙂 „Trzeci turnus, czasem czwarty” – tego jeszcze nie było 😃 (uśmieszki też jej).
Tym tytułem opatrzyłam zatem zapiski sanatoryjne z dni obecnych – właśnie dziś zaczęłam notatki w niecodzienniku i zamierzam kontynuować. Kto ciekawy, zapraszam tu: https://kobietadomowa.wordpress.com/codziennie-choc-jedno-zdanie/trzeci-turnus-czasem-czwarty/
Jesteśmy od trzech dni, dziś czwarty, w sanatorium WSZUR 23 w Lądku Zdroju. Wciąż nie całkiem wydobyci z szoku, tak szybko to się zadziało – ale już pomału dochodzimy do siebie. I jest super, a na pewno będzie jeszcze lepiej. Zwłaszcza przy tak pięknej pogodzie! ❤

Zdjęcia:

  1. Nasze: u góry widok z naszego balkonu na 3 piętrze, potem ja na ławce w Parku Zdrojowym, wreszcie – wczoraj, tj. w sobotni wieczór – pstrągi w restauracji rybnej pod wyciągiem. Jedzenie w stołówce sanatoryjnej jest smaczne, ale trzeba też korzystać z przyjemności uzdrowiskowych, a co! 😀
  2. Zdjęcie z netu: budynek, w którym mieszkamy.