MIASTO WIN (rec. – „Winne miasto” Z. Mąkosy)

Zieloną Górę, miasto mojej młodości (studiowałam tam), przechowuję w pamięci i w sercu jako miejsce szczęśliwe i kolorowe, pełne młodych ludzi i wesołych korowodów podczas studenckich Bachanaliów czy corocznego Winobrania; również dziś, po latach, chętnie je odwiedzam i darzę sympatią. Lecz nie tylko z tych powodów nie potrafię pisać o Winnym mieście Zofii Mąkosy inaczej jak poprzez pryzmat własnych doświadczeń. Już jako czytelniczka Cierpkich gron, pierwszej części cyklu Wendyjska winnica, czułam pewne powinowactwo z Matyldą. Mimo że ona to Niemka i luteranka, ja – Polka i katoliczka, ona sprzed wojny, ja – urodzona 8 lat po niej. Jestem wszak córką poznanianki i pewne zwyczaje – w Cierpkich gronach z polsko-niemieckiego pogranicza, czyli dzisiejszych terenów Wielkopolski –  znam z własnego domu.
Winne miasto ukazuje ogrom powojennego zła. Przywodzi mi na myśl przygraniczny Gubin mojego dzieciństwa, przed wojną też miasto winnic, zniszczony wręcz okrutniej niż Zielona Góra. Z dziecięcych lat pamiętam jeszcze wiele gruzów i pustych placów po zburzonych lub rozebranych na odbudowę Warszawy budynkach. Gdy, czytając Winne miasto, przemieszczam się wraz z Matyldą Neumann po ulicach Zielonej Góry A.D. 1945, to również – z mamą trzymającą mnie za rękę – wędruję po ulicach Gubina, w latach pięćdziesiątych i wczesnych sześćdziesiątych. Szary, smutny krajobraz, wciąż ze śladami ran po wojnie. Wprawdzie radzieccy żołnierze z pobliskiej jednostki częstują polskie dzieci kanfietami, a w ruinach nie grasują już szabrownicy, lecz poza tym niewiele się zmieniło; wśród resztek dawnej zabudowy nadal hula wiatr. Nasza rodzina z Poznania wypytuje z troską, czy nie boimy się mieszkać tak blisko Niemców, w ludziach wciąż silna jest wojenna trauma. „Dziki zachód”, mówią, choć poprawniejsza politycznie nazwa brzmi „Ziemie Odzyskane”…
Mój ojciec nie był szabrownikiem, przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo. Warszawiak, który, szukając dla siebie „nowych perspektyw”, przyjechał do przygranicznego miasta i już w nim pozostał. On „tylko” zajął poniemieckie, pięknie i bogato umeblowane mieszkanie, do którego po kilku latach sprowadził po ślubie moją mamę. To, że wcześniej mieszkali tam jacyś Niemcy, raczej nie budziło w moich rodzicach, jak zapewne i w wielu ludziach przybyłych w te rejony z różnych stron Polski, szczególnych refleksji. Dokonywała się przecież „sprawiedliwość dziejowa”.
Teraz lektura Winnego miasta otwiera mi oczy. Choćby na określenie „dziki zachód”, które kiedyś mnie, dziecku, kojarzyło się bardziej wesoło niż źle. A przecież, o czym rodzice nie mówili, a już na pewno nie przy dzieciach, w Gubinie w czasach tuż po wojnie musiał się dokonać niejeden akt terroru i ludzkiego zdziczenia. Dziś, po tylu latach, dowiaduję się na przykład, że w znanym mi dobrze domu znajomych mieścił się posterunek milicji, z aresztem w piwnicy, nazwanym przez kogoś wręcz katownią… Inny zaś znajomy, by nie doznawać szykan, do niemieckiego nazwiska dodał sobie polskie -ski.
Tak się działo w wielu miejscowościach zachodniej Polski. Również w Zielonej Górze, przed wojną pięknym Grünbergu, po wojnie – zimnym, groźnym siedlisku bezprawia i chaosu. Na kartach powieści Zofii Mąkosy widzimy mroczne miasto gwałtów, wypędzanych Niemców, rozbestwionych Rosjan, dewastowanych fabryk, ulic, na które lepiej nie wychodzić po zmroku, i osiedleńców – też nie zawsze kryształowo uczciwych. Ba, często zdesperowanych i wręcz bezwzględnych. To oni wyznaczą teraz nową epokę w dziejach Winnego Grodu. Motyw winnicy też tu występuje, jak również wątek związany z zielonogórską wytwórnią win. Lecz nie wina grają w tej historii pierwsze skrzypce. Dużo gorsze są winy. I straszliwe doświadczenia, jakie są udziałem winnych/niewinnych. Zarówno po stronie zwycięzców, jak i pokonanych.
Do takiego miasta w 1945 roku, gdy dogasa już wojna, a zaczyna się „zdobywanie dzikiego zachodu”, trafia Matylda Neumann. Z przedwojennego chwalimskiego raju do przedsionka piekła. Ocalała z wojennej pożogi, lecz los z niej drwi, jakby darował jej życie tylko po to, by teraz rozliczyć ją ze wszystkich win, zwłaszcza tych niezawinionych, i wymierzyć „sprawiedliwą”, okrutną karę. O ile ta postać w Cierpkich gronach mogła budzić sympatię i co najwyżej irytację, że tak łatwo dała się indoktrynować faszystowskiej ideologii, o tyle to, co spotyka Matyldę teraz, jej „pokuta” – budzi grozę, współczucie i wyciska z oczu łzy.
Autorka nikogo nie osądza. Pokazuje jedynie, jak nisko może upaść w swym człowieczeństwie człowiek skażony dżumą wojny. Lecz w Winnym mieście widzimy też, jak nawet po najstraszliwszych doświadczeniach ludzie próbują przetrwać. Jak odradza się życie – niczym nowy winny pęd wędrujący ku słońcu spośród chwastów i gruzów. Bo jak mówi inna bohaterka Winnego miasta, Janka Gogol (z lektury Cierpkich gron wiemy, że też okrutnie doświadczona, więźniarka obozu koncentracyjnego), „wszystko trzeba przetrwać, byle zachować życie, bo wtedy zawsze można zacząć od nowa”. Matylda, choć tak okaleczona i z martwym sercem, jakoś brnie przez te pierwsze zielonogórskie lata, próbując się zasymilować i ułożyć sobie życie, doświadczając nawet kilku chwil szczęścia, lecz i kolejnych zakrętów. Wydawać by się mogło, że najtrudniejsze już za nią i za miastem, do którego sprowadził ją los, choć jeszcze gorsze być może dopiero się zacznie.
W Polsce rozpoczynają się czasy stalinizmu i „panowania” funkcjonariuszy bezpieki.
Nadchodzi rok 1948 i Matylda, już coraz mniej Niemka, lecz nadal jeszcze nie Polka, z grupką Niemców opuszcza Zieloną Górę. Z podróżną walizką i brzemieniem najtrudniejszej tajemnicy. Ciekawe, jak dalej autorka poprowadzi jej losy. Już nie mogę się doczekać trzeciej części Wendyjskiej winnicy.

Styczeń, 2019.

2 komentarze do “MIASTO WIN (rec. – „Winne miasto” Z. Mąkosy)

  1. Nie wiedziałam, że gdzieś w internecie ukryła się TAKA recenzja mojego „Winnego miasta”. Dziękuję! Haniu jesteś wielka! Piszesz tak, że pozazdrościć. W każdym razie ja zazdroszczę.

    • Ojejku! Bardzo Ci dziękuję za dobre słowo (nie przesadzaj!), ale ojejku, obiecałam Redaktorowi E. K., że Ci nie zdradzę tej recenzji, dopóki się nie ukaże drukiem w „Inspiracjach”. 😀 Co tam, „Inspiracje” już tuż tuż, więc chyba mnie Redaktor nie zabije. 😉 😀

      Może to miała być dla Ciebie niespodzianka, więc jakby co, to wiesz, ciii. 😉

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.