TRZY RAZY PUSTKOWO KOŃCOWOMAJOWE


Przyjechaliśmy tu wczoraj, 29 maja. Datę zamieszczam, bo – patrz: PS.

Przed dwoma laty na pustkowskiej plaży promowałam się z książką „Wbrew pozorom”, moim debiutem w wydawnictwie Silver.
Przed rokiem znowu pod koniec maja spędziliśmy kilka dni w naszym ulubionym pensjonacie w ulubionej miejscowości nadbałtyckiej. Pogoda w obu przypadkach była znośna, aczkolwiek nie powalała i wymagała noszenia zimowych kurtek; owszem, zdarzały się i cieplejsze chwile, nawet plażingowe, lecz było ich niewiele.
Gdy w tym roku się szykowaliśmy do Pustkowa, martwiły mnie nieciekawe znowu prognozy i jedynie miałam nadzieję, że się nie sprawdzą. Bo to by była już wielka niesprawiedliwość, znowu nie trafić w przychylność słońca i błękitu. Do trzech razy sztuka, wreszcie musi się udać, zaklinałam.
I udało się! Jest słońce, jest błękit, pogoda dziś, mimo nadmorskiego wiatru, już nawet trochę plażingowa, a od jutra ma być jeszcze lepsza. Morze oczywiście lodowate, ale czy Bałtyk kiedykolwiek bywa ciepły? A mimo to jest piękny. No i te puste plaże… Owszem, nawet w Pustkowie bywa tłoczno, ale w sezonie. Przed i po – bajka dla takich jak my, lubiących spokój.
I w dodatku udało nam się przestawić termin wrześniowy! Na końcowosierpniowy – dzięki czemu będziemy mogli wziąć udział w spotkaniu pospływowym i spływaniu w Nadarzycach. 😀
Ach, życie jest piękne. Nic nie muszę, tylko mogę – pobyczyć się, jeść i sączyć smakołyki, spacerować, czytać (wzięłam tu dwie książki Szczygła), oglądać zachody słońca. Tak niewiele starszym państwu już potrzeba do szczęścia… Tylko trochę grosza na te „szaleństwa” i przytulne lokum bliziutko morza – a takie tu mamy.

Bardzo był mi już potrzebny taki reset. 🙂

PS – to też stało się wczoraj… 😦
„Tak jak wybory kopertowe, gdzie wola polityczna zakłóciła prawną procedurę wyborów, były – dla mnie – końcem epoki państwa prawa w Polsce, tak „lex Tusk”, z jej pseudolegalistyczną hipokryzją i z uczynieniem mediów egzekutorem ustawy zakłócającej teatrum wyborcze – jest końcem etapu demokracji, jaką znałam.” /prof. Ewa Łętowska/

JAK MI SIĘ NIE CHCE…


Kwiecień był zimny, maj obdarzył kilkoma ciepłymi dniami i znowu nie rozpieszcza, co gorsza końcówka miesiąca (nad morzem, wybieramy się do Pustkowa naszego ukochanego) też nas schłodzi niskimi temperaturami (prognozo, może jednak się nie sprawdzisz?).
Na starość w ludziach krew słabiej krąży i optymizmu coraz mniej. Mądrzę się w dobrych radach dla Gienka K., ale sama z byle powodu widzę czarno.
Wygląda na to, że dociągnęłam do dziesiątej rocznicy blogowania i coraz mniejszy widzę sens dalszego pisania. Raz, że głupio tak pisać dla siebie samej. Ludzie tu zaglądają, jak pokazuje licznik ( 140 990 wejść), lecz odzewu niet. Dwa, że kiedyś na fejsbuku udostępniałam moje blogowe wpisy, a teraz najłatwiej mi wpisy fejsbukowe zalinkować tu.

Dla porządku – raport:
1. Bardzo udane spotkanie autorskie w Sulęcinie. Szefowa tamtejszej biblioteki p. Natalia przesympatyczna, energetyczna, kochająca swoją pracę i – nadająca na podobnej do mojej fali.
2. Wizyta w Lubrzy, tym razem na spotkaniu autorskim Zofii Mąkosy. Ponieważ z Zosią mamy kontakt prywatny, tym milej było mi (i jej) się zobaczyć. A Małgosia, szefowa kultury w Lubrzy – ta to dopiero wulkan energii. No i aktywne Panie lubrzańskie, a także zielarski pomysł Ani W. i cudowne herbatki… Fantastyczne spotkanie.
Parę zdjęć:
/Sulęcin/
/Lubrza/

Pewnie coś by się jeszcze znalazło z dobrych spraw, ale nie chce mi się już grzebać w pamięci.

A, mam coś. Niestety smutek. Nie mogliśmy pojechać na spotkanie przedspływowe. Na pospływowym we wrześniu też się pewnie nie uda ani o dzień zahaczyć z towarzystwem, bo ustalono termin stuprocentowo pokrywający się z terminem naszego Pustkowa nr 2. Czyżby i tu miał nastąpić schyłek i zmierzch?

A najgorsze, że nie chce mi się pisać. Powieść z trudem posuwam o jedno-dwa zdania dziennie, a i to nie każdego dnia.
Co rano wstaję z postanowieniem, ile to ja napiszę, a potem – nie chce mi się.
Co rano wstaję z postanowieniem, ile to zrobię w ogrodzie, a potem… 😦
I tak płyną mi dni, bez radości (czasem są, szybko mijają), bez chęci pisarskich (czasem są i jak wyżej). Nawet bzy majowe (pierwsza fotka) jakoś mniej cieszą.

Nie ma co się oszukiwać. To się nazywa STAROŚĆ. 😦

Dwoje starszych państwa okutanych w kurtki (ja także w koc) siedzi na tarasie i czeka na lepszą pogodę. Zdjęcie jest z końca kwietnia, zaraz po nabyciu nowych foteli tarasowych, ale dziś mamy już ostatnią dekadę maja i nadal czekamy – na jakiegoś godota czy co? 😦

DZIESIĘCIOLECIE!

Niewiele brakowało, a przegapiłabym!
To FB w ramach przypominajek przypomniał mi przed kilkunastoma minutami (a już wieczór zapadł…), że przed ośmiu laty udostępniłam tam mój wpis blogowy z okazji dwulecia blogowania. Oto on: https://kobietadomowa.wordpress.com/2015/05/11/rok-nie-wyrok-dwa-lata-jak-dla-brata/
Ach, cóż ja bym poczęła bez fejbuka? 😉

Tak więc, skoro wtedy było dwulecie, to dziś jest równiutkie dziesięciolecie!
Nie wiem, kto wraz ze mną będzie je świętował, ale jakby co – Wasze zdrowie, Czytelnicy! ❤
Moje też. Gdy zaczynałam tę zabawę, nie myślałam, że wytrwam tak długo. Było, nie było, dycha to jest coś. 😀 Brawo, Haniu.

I na tym na razie koniec radości. Rzadko teraz piszę… Ostatnio jeszcze rzadziej, bo miałam smutki, niepokoje rodzinne, właściwie nadal mam.
Pisanie powieści też zarzuciłam. Wrócę do tego, jakoś się zmobilizuję – ale wciąż się ociągam. 😦

Trwa XX Tydzień Bibliotek, w ramach jego obchodów zostałam zaproszona na spotkanie autorskie w Sulęcinie. Mam nadzieję, że się uda. To już jutro.

Oj, jakiś niewesoły ten jubileusz. 😦 Dobrze, że chociaż ilustracja (z pixabay) jest radosna i wiosenna – jak ta wiosna naokoło, która w coraz większym rozkwicie "nad ziemią szaleje od bzu"…